piątek, 10 lutego 2017

Przepis na zdrowie

Być dzikim, czyli wszystko na odwrót

Pewnej grudniowej niedzieli, ze trzydzieści lat temu, byłem w połowie swojego treningowego półmaratonu. Biegłem wśród lasów i jezior, by nad jednym z tych jezior, gdzieś w ustronnym miejscu, wejść do wody i zażyć zimowej kąpieli.

Zatrzymał mnie widok i hałas intensywnego pływania. Gdzieś środkiem jeziora ktoś płynął krytym kraulem. Płynął w moją stronę. Gdy już znalazł się na brzegu, podszedłem, z czystej ciekawości, bo ja swoje morsowanie ukrywałem, by nikt mnie nie osądził, jako wariata, a ten ktoś, wręcz przeciwnie, eksponował swe „szaleństwo”.

Od słowa do słowa, poznałem jedną z najbardziej inspirujących historii, jakie słyszałem.

Parę lat wcześniej, miałem trzeci zawał. Lekarze powiedzieli, że czwartego już się nie przeżywa. Po tylu operacjach, na kręgosłup, i na serce, i jeszcze licho wie, na co, po tylu wagonach leków, tylu wizytach u lekarzy i w szpitalach, okazało się, że jestem nieuleczalnie chory. Wyznaczyli mi datę śmierci, a jako alternatywę dali drugi worek leków. Drugi, bo wcześniej przepisali już jeden i grzecznie się trzymałem ich wskazówek, ich wyroków, strachu, który we mnie zasiewali. Owszem rzuciłem palenie, ale poza tym, nie dali mi nic odnośnie mojego stylu życia. Może coś o jedzeniu, ale nie bardzo rozumiałem, o co im chodzi, może coś o stresie, ale nie bardzo wiedziałem, co mam z nim zrobić. Więc, w sumie, poza tym drugim workiem leków, nic się nie zmieniło, a ja czułem, że coś jest nie tak.

Poczułem się zagoniony w kozi róg przez śmierć. Poznałem już jej chłód na karku, bałem się, bo chodziła za mną krok w krok i w każdej chwili mogła mnie dopaść. Tak mnie ten jej uścisk złapał, że aż ciężko mi było oddychać.
Byłem w matni. Nie mogłem się podnieść, nic mi się nie chciało robić, szukać żadnej pomocy, o nic pytać. Jedyne, co czułem, to to, że jestem skończony.

Kołatały mi po głowie słowa lekarzy, owa „nieuleczalność”. Wtedy zapytałem sam siebie, skoro mój przypadek jest nieuleczalny, bo mam cukrzycę, rozjechany kręgosłup, inne stawy, nadal zapchane cholesterolem serce - miażdżycę i jeszcze parę innych nieuleczalnych rzeczy, to, po co mi ten drugi worek leków?
Wyrzuciłem go na śmietnik, siadłem na rower i pojechałem umierać do lasu. Bo tu gdzie byłem, dla mnie był już cmentarz, a tam był spokój, który znałem z chłopięcych lat. I tam nikt nie mógł widzieć mojej beznadziejnie smutnej twarzy i wyrażających przegraną, oczu.

Tam, ze skraju lasu, na małej polance obserwowałem sarnę, jak sobie skubie trawkę. Byłem w szoku, nie było przy niej … tłumu lekarzy, nie ciągnęła za sobą worka leków.W jej ruchach, w jej zgrabnej, dzikiej sylwetce kipiało zdrowie, pełnia życia, a mnie goniła śmierć.

Jednak im dłużej na nią patrzyłem, tym jaśniej coś zacząłem widzieć. Gdy dołączyły do niej jeszcze jej koleżanki, zrozumiałem: lekarze w ogóle nie zajmowali się mną, oni niańczyli jedynie moje choroby.
Sarny żyją sobie tu spokojnie bez stresu, w letniej gorączce i lutowym zimnie, żrą sobie trawkę i korę, nikt im nie doradza, co mają jeść, a czego nie, nikt się nie zajmuje ich chorobami. U mnie i u nas ludzi, wszystko jest na odwrót. Wtedy, w tym właśnie momencie, postanowiłem, że wszystko u mnie ma, od teraz, być na odwrót. 

Niech się stanie, co się ma stać, ale od teraz moimi terapeutkami mają być sarny. Nie mam nic do stracenia, śmierć i tak już mnie trzyma, więc teraz, przynajmniej na chwilkę, stanę się dziki.

Jechałem z powrotem do domu, już po zachodzie słońca, pełen śmiechu. Aż rżałem ze śmiechu, ledwo mogłem utrzymać kierownicę. Po prostu stałem się dziki, co oznaczało, że teraz wszystko będzie na odwrót.

Następnego ranka, po nieprzespanej nocy, w czasie, której planowałem swoją dzikość, oddałem na złom swój samochód.To był pierwszy krok.
Od tej pory wszystkie następne były na pieszo i rowerem. Nawet, jeśli miałem przemieścić się gdzieś o 100 km, to siadałem na rower.

Nie jadłem przez tydzień, chodziłem, pedałowałem i zastanawiałem, jak mogę się stać jeszcze bardziej dziki. Pojechałem, więc znowu na polankę i tam obserwowałem sarny i w jakiejś kałuży ptaki, jak się kąpały w świeżej burzówce.

Od tej pory jadłem tylko owoce i warzywa, orzechy i surowe jajka. Nic nie smażyłem i nie gotowałem. Od czasu do czasu, raz na parę dni, urządzałem sobie głodówkę. I codziennie jechałem 30 km w jedną stronę, nad jezioro, by sobie popływać.

Przestałem odwiedzać lekarzy, badać swoje serce, poziom cholesterolu i cukru.

Tak mijały miesiące. Nie powstrzymała mnie zima, deszcze, wiatry – jak dzikość, to dzikość.

Czułem się coraz lepiej, schudłem ze 30 kg, moja kondycja stała się taka jak nigdy wcześniej. A śmiałem się cały czas, gdzieś wewnątrz mnie cały czas był śmiech. Jak jadę rowerem, albo, tak jak teraz, płynę w grudniu przez środek jeziora, cały czas jest we mnie śmiech, taka nieokiełznana radość. Czuję, że to moje ciało okazuje mi, jak się cieszy tą dzikością, a umysł mu wtóruje, bo wreszcie nie ma w nim napięcia.

Pewnego dnia, po kilku latach, by się jeszcze bardziej uśmiać, poszedłem do lekarzy, by się przebadać, by zobaczyć, czym objawia się dzikość. Lekarze byli w szoku – biologicznie byłem kilkunastoletnim chłopcem. Gdy się zapytali, jaką kurację leczniczą podjąłem z tak wspaniałym skutkiem, przyznałem się, że mam nowego lekarza i że mieszka w lesie. Obrazili się śmiertelnie, ale „pal ich sześć”, jestem dziki, więc mogę sobie pozwolić na dzikość również w słowach.

I tak to jest do dzisiaj. Pływam, jeżdżę rowerem, maszeruję, jem jak dzikus. Robię wszystko na odwrót.To wszystko.

Na koniec, powiedziałem mu, że też jestem tak dziki jak on, że też robię wszystko na odwrót i też mnie to cieszy.

Od tej rozmowy minęło już ponad trzydzieści lat. Od czasu do czasu widuję go na rowerze. Ma już dobrze po osiemdziesiątce i nadal jest dziki. Pewnie nadal lekarze są na niego obrażeni, ale on się ciągle śmieje: i z siebie, i z nich.
Fajnie jest być dzikim.


Piotr Kiewra   
   

32 komentarze:

  1. To się nazywa determinacja! Tu już nie chodzi o fakt żywienia, czy też jazdy na rowerze, tylko właśnie o dzikość: facet po prostu nastawił się na to, że ma gdzieś lekarzy, leki i będzie żył po swojemu. Dzięki silnej woli można naprawdę zdziałać cuda, a nawet pokonywać ciężkie choroby.

    OdpowiedzUsuń
  2. Można dosłownie stwierdzić, że dziadek wygrał życie. Szkoda, że tak mało osób jest w stanie podejść do życia w sposób naturalny, tak jak on.

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się z poprzednimi komentarzami.... dodam tylko, że genialnie, interesująco napisana historia....aż chce się być dzikim. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę ciesze się, że trafiłem na tego bloga, jest tu mnóstwo motywujących i ciekawych treści :) Świetna historia, czekam na kolejny wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezły dziadek, takich jak on to na świecie może kilka osób. Ciekawe ile dożyje w taki sposób :) Mam nadzieję, że grubo ponad setkę

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowita historia! Jednak dzikość wcale nie jest taka zła jak może się wydawać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super dziadek! Ja nie miałbym odwagi postawić wszystkiego na jedną kartę tak jak on...

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny wpis człowiek może się rozmarzyć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo podoba mi się ta historia. Uwielbiam czytać tego typu blogi. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajny blog. Super zdjęcia. Świetny wpis.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi również bardzo spodobał się ten wpis, więc czekam na więcej tego typu bo jestem bardzo ciekawy kolejnych historii :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo podoba mi się ten artykuł. Jestem pod dużym wrażeniem i będę częściej tutaj wpadać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Z lekarzami rzeczywiście trzeba uważać. Jezeli już wybierzecie się na wizytę to na pewno coś ten u was znajdzie

    OdpowiedzUsuń
  14. Swietnie się to czyta! Na pewno bardzo wazna jest psychika w kwestii naszego zdrowia. Nie można też wszystkim się przejmować i na wszystko uważać codziennie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Idealny przepis na zdrowie!

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetny tekst szkoda że już tak mało piszesz. czytam Twojego bloga od samego początu. Jeśłi chodzi o zdrowie to ruch na świeżym powietrzu jest bardzo ważny. My staramy się co jakiś czas wyjeżdzać gdzieś na wakacje czy też w okresie zimowym na jakieś narty. Ostatnio z mężem wybraliśmy się na SPA do Reshape bardzo dużo dał nam ten wyjazd.

    OdpowiedzUsuń
  17. Świtnie, tylko jak to pogodzić brak auta z tempem życia i obowiązkami - dzieci, zmęczenie itd.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ruch jest jedynym z niezawodnych sposobów na zachowanie dobrej kondycji. Bardzo dobrze wpływa na serce. Ogólnie nie popieram chodzenia po lekarzach i faszerowania się setką leków. Jak najbardziej można w sposób naturalny zadbać o zdrowie. Ja np. stosuję czarny czosnek (https://czarny-czosnek.pl/pl/n/category/Przepisy-kulinarne/1, można dodawać go do potraw jako przyprawę. Ma wiele cudownych właściwości, dzięki czemu już od dłuższego czasu nie mam problemów ze zdrowiem :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam Twojego bloga :) Genialny jest :0

    OdpowiedzUsuń
  20. powiem wam że odkąd zmieniłam materac na nowy to nie wydaje już żadnych pieniędzy na rehabilitację.

    OdpowiedzUsuń
  21. Materac powinniśmy wybierać indywidualnie. W końcu każdy z nas jest inny, ma inną budowę ciała i inne oczekiwania.

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo ciekawa i pouczająca historia.

    OdpowiedzUsuń
  23. Fajnie się czyta a tak swoją drogą ile wcześniej ważyłeś, że schudłeś 30kg i ciągle jesteś?;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo fajny blog, zgadzam się z wieloma twoimi poglądami

    OdpowiedzUsuń