środa, 20 marca 2013

Historie pacjentów - dr Ewa Hankiewicz-Miącz


CHCESZ ŻYĆ? PRZYJEŻDŻAJ!


Ewa Miącz (d. Hankiewicz)
Świeże powietrze jest wyjątkowo przyjemne. Można się wybrać na spacer po ośnieżonym parku zdrojowym albo po miasteczku. I jeszcze wpaść do "Eweliny", gdzie dobrze dają jeść. Ale to nie jest propozycja dla ludzi, którzy do Nałęczowa przyjechali głodować.
Dom wygląda na opustoszały, jeśli nie liczyć gospodyni, podejrzliwej i zniecierpliwionej tym, że licho znowu kogoś przyniosło. Dostrzegam Ewę Miącz. Z ożywieniem mówi, że dzieją się tu naprawdę ciekawe rzeczy. Dziwnie to brzmi, bo wszędzie jest cicho. Gdzie to się dzieje? Za którymi drzwiami? Korytarzem przemyka mężczyzna - biały jak ściana.
Ewa Miącz (dr Hankiewicz) jest lekarką, neurologiem. Od wielu lat łączy medycynę konwencjonalną z niekonwencjonalną. Kiedy poważnie zachorowała, któryś z jej kolegów powiedział: "Masz pecha". Ona jednak zaordynowała sobie głodówkę i zaczęła się leczyć uryną. Przestała jeść mięso, białko i skrobię. Wyzdrowiała. Ta historia to jej wizytówka, ważniejsza niż literki dr med. przed nazwiskiem.
W Nałęczowie jest kilkunastu kuracjuszy, którzy pod jej okiem głodują i piją mocz. Każdego wieczora spotykają się, żeby wspierać się nawzajem, słuchać wykładów, zadawać pytania.

Dzień dobry. Przyjechałam z Warszawy, nie jestem chora


Kiedy się przebywa z tymi ludźmi, trudno uwierzyć, że cokolwiek im dolega, i że nie jedzą przynajmniej od paru dni. Na zdjęciu, od lewej: Genowefa, Paulinka, Stanisław, Katarzyna i Lucyna.
Na wieczorne spotkanie przychodzą wszyscy. Za dnia wydawali się bez sił, ale teraz nie robią już takiego wrażenia. Śmieją się, żartują. Mówią po kolei, ile dni każdy z nich spędził na głodówce: 5, 6, 9, 10. Dziwne, że żyją.
Wszyscy poodstawiali leki. Nawet Kasia, która ma cukrzycę. Najpierw przez pół roku zmniejszyła dawki insuliny, potem w ogóle z niej zrezygnowała. Kilka razy dziennie sprawdza poziom cukru we krwi. Jest w normie. Dziewczyna z cukrzycą i bez insuliny chodzi, a przecież lekarze mówią, że bez insuliny powinna umrzeć! Mężczyzna, którego za dnia widziałam na korytarzu, ten taki blady i słaby, to Jacek. Od lat leczy się na astmę. Zadyszki dostawał po wejściu na kilka stopni schodów. Tymczasem podczas kilkugodzinnej rozmowy ani razu nie widziałam, aby miał duszności. To podobno skutek wcześniejszego odstawienia skrobi i obecnej wielodniowej głodówki. - Efekty są piorunujące - mówi. - Dziwię się, że tych sposobów nie odkryła medycyna konwencjonalna. Nie musiałbym się męczyć tyle lat.
Po domu biega 7-letni Paweł. Podobno też ma astmę, ale od kilku dni nikt nie widział, żeby się dusił. Nie przyjmuje żadnych leków. Nie jest też na głodówce. Ewa Miącz uznała, że wystarczy, jak zmieni dietę. Je tylko owoce.

Mam 70 lat. Jestem po dwóch zawałach i zatorze mózgu...


Gimanastyka tak zostala pomyślana, żeby pobudzić wszystkie receptory w ciele. Temu właśnie służy szczypanie i nacieranie uszu. Na zdjęciu: Stanisław, Ewa, dr Ewa Miącz i w rogu Paweł.
- Niech pani tak nie mruga - żartuje z mojej miny jowialna pani biolog. - To nic takiego (śmiech). Już czwarty dzień nic nie jem. Nie widać? Czuję się doskonale!
Cały czas stara się podkreślić, że nie przywiodły jej tutaj jakieś tam czary-mary. Trafił swój na swego: naukowiec na lekarza.
- W tym czasie, kiedy pierwszy raz przyszłam do pani Ewy Miącz, ciągle jakaś nostalgia mnie ogarniała. Z nikim nie mogłam rozmawiać, bo zaraz płakałam. Po 4 miesiącach zaleconej przez nią diety - na jarzynach, surówkach, bez mięsa - zrobił się ze mnie świergolatek. Wygasł mój apetyt, który wcześniej był szalony (kotlet; mało jeden - dwa; mało dwa - trzy i tak dalej). Wszyscy mi mówili: "O, padniesz, padniesz, osłabniesz". A było odwrotnie: poczułam się silna. Tylko wcale nie chudłam. Pani Ewa w końcu powiedziała: "Waga jest za duża. Musi pani przejść na głodówkę". Dlatego tu przyjechałam. Przyznam szczerze, że potwornie się tej głodówki bałam. Nie wyobrażałam sobie, jak ja to wytrzymam. No bo w domu - od razu omdlenia. I co się stało? Nogi kiedyś miałam obrzęknięte, a teraz w pęcinach są naprawdę wzorowe. I na spacerach podchodzę pod każde wzniesienie.

 Jestem Genowefa. Mam 60 lat. Chorowałam całe życie...


Chodzenie boso po śniegu można polubić. To świetny sposób na zahartowanie się. Na zdjęciu Ewa Miącz.
Genowefa jest pupilką grupy. Wystarczy, że otworzy buzię, a już wszyscy się śmieją.
- Głoduję dopiero 9 dzień, a byłam obraz nędzy i rozpaczy (śmiech, zupełnie jak w sitcomie). Od listopada ubiegłego roku miałam wysoką temperaturę i silny ból w stawach. Codziennie. 
Wzięła oddech, odsunęła się trochę, żeby móc lepiej pokazywać, co się z nią działo.
- Przez 2 tygodnie leżałam w domu, później trzy tygodnie w szpitalu. Potem mnie operowali. To znowu kolano mi spuchło. Miałam punkcję. Trochę w domu byłam i znów w szpitalu. Przy prześwietleniu wyszło, że mam raka. A to nie rak. I tak dalej: uczulenie, zastrzyki, gorączka... 
Historia choroby jest długa. Kobieta opowiada ją tak barwnie, że wszyscy pękają ze śmiechu.
Genowefa mieszka pod Lublinem. Od Ewy Miącz dowiedziała się, że w jej domu złamane zostały chyba wszystkie zasady Feng Shui i radiestezji: łóżko na skrzyżowaniu żył wodnych, pokój w bluszczach. Na dodatek nad wezgłowiem jej łóżka Matka Boska Bolesna, a nad łóżkiem męża - Jezus w koronie cierniowej. I mieli, co chcieli: ciernie i boleści.
Nękał ją coraz większy ból w stawach. Nie mogła już chodzić. Dostawała maści do smarowania, ale po tygodniu stosowania znowu było źle. Ewa Miącz uznała, że przyczyny dolegliwości należy szukać nie w stawach, ale w złej diecie. Dlatego zaordynowała głodówkę. (Genowefa przyznaje: "Ja nie jadłam, tylko żarłam. Ogromne ilości i szybko: ciach, ciach, ciach, na pół, na ćwierć i myk, myk.") Organizm oczyszczał się dość burzliwie.
- Walczyłyśmy o życie - mówi Ewa Miącz. - Było wiele sygnałów świadczących o skrajnym wyczerpaniu sił życiowych. Zasadniczą walkę wygrałyśmy. Wróciła sprawność kolan. I to, co najbardziej jest teraz istotne, to brzuch, jelita i drogi rodne, a nie stawy, które były pretekstem do przyjazdu.

Robimy Genowefie zdjęcia

- Jeszcze w życiu nikt mi tylu zdjęć nie robił! No, chyba że rentgenowskich - mówi ze śmiechem. Nazywam się Ewa. Przyjechałam tu z rozpoznaniem: rak piersi Ewa wytatuowała sobie kiedyś kreski pod oczami i na powiekach, żeby na zawsze już była odstawiona jak należy. Ciekawe, kiedy jej zżółkła cera. I od czego: od solarium czy od raka?
- Mój dzidziuś (trzy latka ma) tak się mocno przytulił do piersi, że zabolało. Za dwa dni zrobiłam badania i wyszło, że to nowotwór złośliwy, nieoperacyjny. Co mnie może czekać? Chemia? Lampy? A potem własne dziecko mnie nie rozpozna. Nie wierzę lekarzom. No bo co oni mi proponują? Leczyć nieuleczalne? 
O dr Miącz przeczytała w gazecie. Zadzwoniła do niej i usłyszała: "Chcesz żyć? Przyjeżdżaj!" Nie wierzyła już nikomu, ale wsiadła w pociąg i przyjechała. "Nie jedzą, a żyją i jeszcze się śmieją?" - pomyślała zdumiona. W Nałęczowie okazało się, że rak piersi to pryszcz w porównaniu z tym, co ma w jelitach, nerkach i wątrobie. Jak jej się terapeutka dobrała do receptorów, to z bólu się popłakała. USG wykazywało, że wszystko jest w normie, a tu wszystko było źle. "To nie wiedzieli tego ci, co się tyle lat uczą?" - w Ewie miesza się rozgoryczenie i poczucie przegranej. Ale także podejrzliwość. Nie chce wyjść na pierwszą naiwną. Ciągle o coś pyta. Chce żyć. Ma czworo dzieci. Następnego dnia zaczyna głodówkę, razem z innymi będzie piła mocz. 
Nie ona jedna ma raka. Stanisław jest już po chemii i po operacji. Teresa wie o nowotworze z USG, ale nie chce się dać pokroić. 
- Moim zdaniem, Ewa powinna z tego wyjść - mówi dr Miącz - trzeba tylko cierpliwości. Uczestniczenie w życiu kuracjuszy sprawia mi, dziennikarce, pewną trudność. W planie dnia brakuje trzech pozycji: śniadanie, obiad, kolacja. W końcu jednak idę jeść, ale tak jakoś ukradkiem, żeby nikomu nie sprawić przykrości.
Zamiast śniadania jest gimnastyka. Ćwiczenia są proste: opukuje się palcami głowę, naciąga włosy, naciera uszy, uciska szczęki, masuje się ramiona, ręce, uda, łydki, stuka się piętą o podłogę. To rozgrzewa. Kuracjusze idą na dwór i boso chodzą po śniegu. Wracają rozbudzeni, roześmiani. Chowają się w pokojach. Kto na lewatywę - znika w łazience, kto na masaż - idzie do gabinetu. Potem niektórzy kładą się do łóżek. Koło południa może wybiorą się na spacer. A wieczorem znów będą o sobie opowiadać: 
"Jestem rolniczką, korzystałam z wielu szpitali, od 1992 roku mam na nogach otwarte rany..." 
"Moja córka Paulinka nie ma czucia od pasa w dół..."
"Przyjechałam tu 3 dni temu, lekarze kazali mi się już pożegnać z dziećmi..."

Żródło TU


4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. i naprawdę podoba Ci się strona

    Look into my webpage - kliknij

    OdpowiedzUsuń
  3. oczywiscie, ze to dziala. Robilam sobie glodowke przez 12 dni, teraz staram sie przynajmniej raz w miesiacu. nigdy na nic wielkiego nie chorowalam, ale czuje sie znacznie lepiej. jestem weganka, pracuje jednak nad przestaniem jesc produkty maczne i cukier, ale jem duzo surowizny- dlatego mam cudowne trawienie. Jakos nie idzie mi to za szybko ale powoli moj umysl przestawia sie na witarianizm. wiem i czuje intuicyjnie, ze to najlepsze rozwiazanie- szczegolnie w dzisiejszych czasach. pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie przestawianie się właśnie dobrze jest robić powoli dzięki temu mniej odczuwa się skutki detoksu

      Usuń